Wildcrafted – nowy wymiar naturalnej pielęgnacji

Kosmetyki wildcrafted to czysta, niepoprawiana natura. Są więcej niż organiczne. Dlaczego? Bo bazują na roślinach i ziołach, które wyrosły w swoich naturalnych siedliskach, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony człowieka. Gdyby ten nowy trend rozpisać na spektrum, którego jeden kraniec stanowią kosmetyki wyprodukowane masowo, a drugi kosmetyki ekologiczne, kosmetyki wildcrafted uplasowałyby się samym początku tego spektrum. Bo nie ma nic bardziej naturalnego niż to, co stworzyła Matka Natura.

To podejście to rewolucyjny przeskok. To przejście od masowych plantacji, gdzie ziemia i uprawy „uzdatniane” i „wspomagane” są nawozami, pestycydami i regulatorami wzrostu do tego, co wyrosło naturalnie, dziko, bez jakiejkolwiek manipulacji. Tak, jak zaplanowała to natura. Bez manipulacji, podlewania, przesadzania, bez szklarni i GMO. Wildcrafted to znak, że wreszcie wyrastamy z arogancji współczesnego człowieka by docenić to, co zostało nam dane. Z wdzięcznością i szacunkiem.

Trudne warunki wegetacji – większa moc składników

Dzikie rośliny, niepodlewane, nienawożone, rosną w trudnych warunkach. Muszą poradzić sobie z suszą, ulewnymi deszczami, szkodnikami, owadami i chwastami. Co ciekawe, wyzwanie jakim jest przetrwanie działa na nie korzystnie. To tak, jak z ludźmi, gdy pewna doza stresu czy wymagań życiowych nam służy i nas mobilizuje. Podobnie, aby poradzić sobie ze skrajnymi temperaturami, ostrym słońcem czy brakiem wody, dziko rosnące rośliny muszą być bardzo silne. Dużo silniejsze niż rośliny uprawne.

Trudne warunki wegetacji wymuszają na dzikich roślinach produkcję większej ilości składników odżywczych i enzymów. Badania potwierdzają, że składniki aktywne pochodzące z tych właśnie roślin mają większy potencjał działania. Brak łatwych, sztucznie wytworzonych „komfortowych” warunków wzrostu sprawia, że rośliny muszą walczyć by przetrwać.

Tyle, że my, klientki, tego zwykle nie wiemy. Nawet, gdy kupujemy świadomie i czytamy składy kosmetyków, lista INCI nic nam nie podpowie. Bo „olejek z pestek moreli” jest olejkiem z pestek moreli, a my nie wiemy jak i gdzie ta morela wyrosła. Umyka nam więc pewna bardzo ważna kwestia: olejek z pestek dziko rosnącej moreli ma zupełnie inne działanie niż olejek z moreli wyhodowanej na dużej plantacji.

Składniki wildcrafted i ajurweda

SoulTree sięga po składniki z dzikich zbiorów, bo pozyskiwanie surowców z naturalnych siedlisk jest wpisane w ajurwedę. Dla przykładu, używany przez SoulTree olejek morelowy jest wyjątkowy i super wartościowy – bo to olejek tłoczony z pestek moreli rosnącej dziko u podnóża Himalajów. A więc olejek z moreli, która musiała poradzić sobie z silnymi wiatrami, palącym słońcem, mniejszą ilością tlenu, ulewami i mrozem – być silna by móc wydać owoce.

Nie dość, że są to rośliny wyrosłe bez jakiejkolwiek chemicznych wspomagaczy, a więc czyste biologicznie, to wyrosły na glebie bogatej w składniki odżywcze. Czerpały soki z ziemi bogatej w minerały, użyźnionej naturalnym kompostem pochodzącym z rozkładu roślin naturalnych dla danego siedliska. A więc – sama natura, niepoprawiana w żaden sposób.

Pozyskiwanie dziko rosnących surowców jest sporym wyzwaniem, zwłaszcza dla firmy produkującej kosmetyki. Wymaga konsekwencji i planowania, uniemożliwia zgromadzenie zapasów. Trzeba dostosować się do cyklów przyrody i cierpliwie czekać na czas zbiorów, dojrzewania. Rośliny z kontrolowanych dzikich upraw zbiera się ręcznie w ilościach, które nie zaburzą habitatu.

I choć to proces długi i kosztowny, z całą pewnością składniki dziko pozyskane są tego warte! Ich potencjał nie ma sobie równych.

A na koniec powiem, że podejrzewam, że jest to jeden z powodów dla których kosmetyki SoulTree są tak skuteczne.


Starszy post Nowszy post