
Kosmetyki SoulTree są w pełni wegeteriańskie i nietestowane na zwierzętach. W większości są to też kosmetyki wegańskie, choć w balsamach do ust i szminkach znajdziemy ghee, klarowane masło. Ajurweda, w której z zasady nie stosuje się produktów odzwierzęcych, w tym wypadku robi wyjątek będąc zdania, że ghee jest nośnikiem umożliwiającym wchłanianie innych substancji i lepszą pielęgnację delikatnej tkanki ust.
Gdy mówimy o substancji, jaką jest masło ghee, mówimy o mleku, a więc i o krowie. W przypadku SoulTree, o indyjskiej krowie. Skoro tak, wniosek z tego jest jeden: ghee w balsamach do ust pochodzi od ŚWIĘTEJ KROWY! Może z tego powodu tak dobrze regenerują usta?
A teraz na poważnie. Setki razy w życiu pytano mnie czy krowa w Indiach naprawdę jest święta?! Potakiwałam, że w sumie tak, za każdym razem obawiając się komentarza – że pfuj, co za bałwochwalstwo! Zajmę się tu więc sprawą świętej krowy i zachęcę Was do zawieszenia osądu, otwarcia na inność.
Hindusi i święte krowy
Na ulicy wyprzedza mnie starszy pan, Hindus. Buty wypolerowane, garnitur prosto od Raymonda, z butonierki wystaje odprasowana chusteczka. Manewruje z gracją w strumieniu ludzi idących do metra, umiejętnie wciskając się w każdą szparę tak, by nikogo nie dotknąć. Pewnie bramin, myślę sobie, drepcząc tuż za nim. A jak się spieszy!
Pan nagle staje. Na skrzyżowaniu ulic, wśród trąbiących aut i rozszalałych motoriksz. Zachowuje się tak, jakby świat stanął dla niego w miejscu. Trzykrotnie dotyka krowy i przykłada rękę do czoła, gardła i piersi. Pewnie szepcze modlitwę.
Masło klarowane – święte ghee
Krowa to Gau Mata, matka karmicielka, manifestacja żeńskiej energii podtrzymującej wszechświat. Symbol istoty życia, obfitość w czystej postaci.
Daje przecież wszystko co potrzeba człowiekowi do życia: mleko, łajno, urynę, pot i łzy. Z mleka mamy złote ghee, do jedzenia, ale i do lampek wotywnych i obmywania posągów; mamy też serwatkę i lassi. A krowie łajno? Gdyby nie ono, miliard ludzi nie mogłoby zjeść ciepłego posiłku w ciągu dnia. Aż ¾ ludności Indii gotuje na ogniu z wysuszonych krowich placków.
Pot lejący się po krowich bokach zbierano kiedyś drewnianą szpatułką i przechowywano jako lekarstwo dla starszych. Tak samo traktowany był (i wciąż bywa) krowi mocz. Popiołem ze spalonych krowich odchodów smarują się sadhu i wszelcy asceci. Z kolei w wioskach, gdzie bieda, kobiety chronią domostwa od robactwa i mrówek przemywając podłogi mieszanką wody i krowiego łajna.
Tak, krowa w Indiach naprawdę spełnia podstawowe ludzkie potrzeby.
Krowy na ulicach Indii
Krowa to łagodność i bezbronność. Jej ryk przypomina pierwszą sylabę, od której wywodzi się ludzkość i świat: OM. Nigdy nie wolno jej zabić, a dobrze nakarmić. Najlepiej rano, pierwszym plackiem chappatti z tych, które robi się w domu dla swojej rodziny.
Krowę więc żywi ulica. Zawsze coś dostanie, zawsze ktoś ją wydoi i dokądś wraca, choć w dużych miastach wydaje się bezpańska, jak pies prawie.
Gdy się zestarzeje powinna trafić do „gaushala”, hospicjum dla krów, by dożyć tam spokojnie końca swoich dni. Podtrzymuje życie w ludziach, jak dobra matka, więc na starość należy odpłacić jej tym samym.
Święta krowa a praktyka współczucia
Do mnie trafia sposób myślenia Gandhiego. Uważał, że łagodne krowie spojrzenie otwiera serce człowieka, zachęca do opieki nad bezbronnymi, potrzebującymi pomocy. Codzienne obcowanie z krową – choćby na ulicy, w biegu – inspirowało go do praktyki współczucia. W niewzruszoności tego zwierzęcia widział wzór godny naśladowania.
Myślę sobie, że w myśleniu Gandhiego jest coś bardzo mądrego. W tej zdolności uczenia się i czerpania natchnienia z wszystkiego co wokół, z wszystkiego co żyje. Dlaczegoż by nie inspirować się łagodnością krowy? Beztroską ptaków? Bezwarunkową miłością psów?