Indyjskie mamy i córki

 

Dziś ośmielę się napisać o relacjach mama-córka bardzo subiektywnie. Być może zbulwersuję niejedną feministkę i łatwo będzie mi wytknąć wszystko, co pominę – seksizm, faworyzowanie chłopców, zakorzenione w patriarchacie oczekiwania wobec córek – ale feminizująca ja chcę na tę jedną chwilę, na dziś, spojrzeć na tę relację z innej perspektywy.

Relacja mamy z córką jest w Indiach świętą więzią. Niezależnie od tego, jak tradycyjna czy nowoczesna jest dana rodzina, relacja ta jest widziana w szerszym planie do którego dziś odwołuje się np. psychologia systemowa. Myślę, że właśnie to uznanie współzależności i bycia częścią sprawia, że młodym Hinduskom jakoś łatwiej uporać się z „wielką raną” – sumą zranień zadanych przez rodziców. Hinduizm, nauki o karmie i dharmie daje im inną perspektywę. Ostatecznie przecież to, co w nas cierpi i trzyma się cierpienia, przynależy do poziomu „ego”. A jeśli to „ego” nie jest centrum wszystkiego, jak w naszym super-indywidualistycznym świecie, to ma szansę cierpieć mniej.

Dawno temu zwróciłam uwagę na ten brak nurzania się w malignie krzywdy u dorosłych Hindusek, które bardzo często traktowane są instrumentalnie, a ich życie służy realizacji celów wyznaczonych przez rodzinę. Z jakiegoś powodu rany te nie są tak głębokie, a później – nie są tak rozdrapywane.

A zmagania przez jakie przechodzą i potencjalne rany młodych Hindusek są dużego kalibru. Mama umniejszająca, dla której szczytem marzeń jest wydać córkę za mąż – to codzienność. Mama nierozumiejąca, która odmawia córce prawa do bycia z ukochanym. Mama pomijająca, wpatrzona w syna. Mama terroryzująca, kształtująca córkę na swoje podobieństwo, z akcentem na posłuszeństwo, cichość i skromność. Mama despotyczna, która zdusi w zarodku jakikolwiek akt niesubordynacji. Mama poświęcająca się, co obarcza długiem nie do wyrównania. Długo można by wymieniać elementy indyjskiej rzeczywistości, które dla nas byłyby źródłem wielkiej, napuchłej, obrzękniętej traumy. Jak to możliwe, że dla tylu młodych Hindusek nie są?

***

10 maja J. Św. Dalaj Lama na swojej oficjalnej stronie napisał:

„Jest chyba tak, że póki jesteśmy mali, mamy w sobie wrodzone poczucie więzi z naszymi matkami; czujemy, że możemy polegać na trosce i opiece naszych mam – ale gdy dorastamy, tak się jakoś dzieje, że zaczynamy czuć, że poradzimy sobie w życiu całkowicie samodzielnie, tak jakbyśmy mogli istnieć niezależnie od innych. Myślę, że to błąd.”

Dla mnie właśnie na tym polega istota rzeczy. My, córki żyjące na Zachodzie, dorastając definiujemy się przez oderwanie od matek i ojców. Zrobiłam wszystko by nie być „taka jak moja mama” zupełnie nie będąc świadomą tego, że przez to moja uwaga była ciągle skupiona – jak zepsuty reflektor - na jej niedostatkach i ograniczeniach. Całe dorosłe życie, obsesyjnie, chciałam się różnić. Nie mieć w sobie jej lęków, nie zależeć od nikogo finansowo, nie być ofiarą okoliczności, nie szukać wokół potwierdzenia, nie umniejszać się. Wspierać, słuchać i zawsze być obecną dla mojej własnej córki. Nie bardzo mi to wyszło, a moja córka pewnie ma do mnie słuszne żale o niejedną rzecz. Od niedawna jednak myślę, że to się po prostu nie mogło udać.

Nie może udać się człowiek wymyślony; człowiek, który definiuje się przez odcięcie, zakleszczony w iluzji tworzenia siebie samego do woli. Osobność oznacza samotność, a człowiek oderwany od korzeni, nie ważący nic, jest ulotny jak pyłek w powietrzu. Ktoś taki przestaje czerpać z jakichkolwiek zasobów swojej rodziny, także tych dobrych.

Dziś akceptuję to, co mi się we mnie samej nie podoba, a jest rodzinną schedą. To też jestem ja. Przylegam do mojej mamy i babci tymi właśnie miejscami. Mamy kiepską pamięć, ciągle dygresujemy zamiast mówić konkretnie, przynudzamy, stresujemy się ponad miarę. Wiem, że dzięki tym ograniczeniom, a nie pomimo ich, mogę czerpać z tego, co napawa mnie dumą w linii mojej matki.  

***

Z tej perspektywy – karmy, dziedzictwa większego niż my sami – bardziej rozumiem hinduskie córki. Nie szamoczą się aż tak i nie spędzają życia na walce z długim cieniem matki. Przez to, paradoksalnie, mają więcej energii i wolności. Gdy postać matki nie jest wyznacznikiem tożsamości, gdy nie trzeba cały czas być w kontrze do niej, ta zinternalizowana jej część opada na dno serca, stając się tylko kawałeczkiem tego kim się jest. I młode kobiety mają przestrzeń budować siebie inaczej. Być.

W tym sensie mieści mi się w głowie bezwarunkowa akceptacja, szacunek i czułość wobec matek, której nieraz byłam świadkiem. Odbiciem tej postawy jest tradycyjny sposób witania się z rodzicami – należy pochylić się, dotknąć palcami obu dłoni ich stóp – schylenie karku dla nas nie do pomyślenia.

Ten gest, zwany „padasparshan”, służy do witania się z rodzicami, starszymi i swoim guru. Wierzy się, że gdy prawa ręka witającego dotyka lewej stopy witanego, a lewa ręka prawej, tworzy się zamknięty obieg, a ku nam płynie energia i błogosławieństwo przodków lub guru i jego linii. Serce osoby witanej napełnia się radością, dobrą energią, którą przekazuje nam dotykając nas ręką po głowie w geście błogosławieństwa. 

Pamiętam dorosłego mężczyznę, milionera, który wysiadając z auta w rodzinnej wiosce z obrzydzeniem patrzył pod nogi, na buty natychmiast sponiewierane pyłem i łajnem krowim. Na widok matki, staruszki, obrzydzenie znikało mu z twarzy, a on schylał się nisko do jej stóp i w tym pochyleniu trwał żeby drżącą dłonią mogła sięgnąć jego głowy. Zastygał, pochylony, przed mamą analfabetką, która nie potrafiła nawet wymienić nazw założonych przez niego holdingów.

Nie wstydził się swojej miłości do niej. Na znak zapytania wymalowany w moich oczach powiedział: „Matka jest wszystkim. To ona dała mi życie. Dzięki niej jestem”. Podobne słowa słyszałam jeszcze wielokrotnie i za każdym razem mną poruszały. Co w nas jest tak różne? Dlaczego mi trudno byłoby nawet tak pomyśleć?

***

Na potrzeby tego artykułu rozesłałam smsa do młodych Hindusek, poznajomionych ze mną na tyle, że mówią mi „auntie”, ciociu. Zadałam w nim jedno pytanie: Dlaczego Twoja mama jest dla ciebie ważna?

Młoda lekarka, Shrivani, odpisała: „Relacja z mamą to najtrwalsza znana mi więź. Nikt nie zna mnie tak, jak moja mama. Takiej czułości, takiej troski nie doświadczam w innych relacjach i pewnie nie doświadczę”.

Radha z kolei powiedziała tak: „Moja mama jest wyjątkowa, najlepsza na świecie, choć pewnie mam szczęście, że mam taką mamę, że dużo rozumie i nie ma hopla na punkcie tradycji. Jest dla mnie niezastąpiona bo nikt mnie tak dobrze nie zna jak ona.”

Piękna, łagodna Pradusha, dziś biotechnolożka, z keralskiej wioski napisała: „Mama jest dla mnie wszystkim w jednej osobie, moją mentorką, najlepszą przyjaciółką i najlepszą matką. Nawet gdy ma mnie dość i mnie strofuje, że jestem leniwa albo zaspałam, a w domu przyszłego męża nie będę mogła spać cały dzień, i niemiło mi to słyszeć, wiem, że to wszystko płynie z miłości do mnie. Najpierw czuję swoją złość, ale zaraz potem tę miłość.”

W Indiach z pokolenia na pokolenie, z ust do ust, powtarza się takie powiedzenie: „Bóg nie dotrze wszędzie. Dlatego właśnie stworzył matki”.

Dlatego w Dniu Matki, niech wszystkie z Was będące matkami uznają swoją wielkość – wśród błędów, porażek, niezamierzonych zranień i całej tej niechcianej schedy – jesteście wielkie, bo kochając całym sercem przekraczacie swoje „ego”. Ono się roztapia, choć na chwilę, w bezwarunkowości tej miłości. W tym, że dla swojego dziecka zrobicie wszystko. W tym, że jest światłem Waszych oczu, jest większe niż Wy. To relacja, która wyłamuje się z dyktatu „ja”. W niej manifestuje się Jednia, pełnia, natura rzeczywistości.


Starszy post Nowszy post